sobota, 23 stycznia 2010

Wszechświat jest zdumiewającym miejscem


Ta mała recenzja pierwotnie została umieszczona przeze mnie na forum Bastionu. Teraz po drobnych poprawkach znajdzie się i tutaj.


Ta powieść była najprawdopodobniej najbardziej oczekiwaną w Polce w roku 2009 wśród fanów Star Wars. Matthew Stover napisał do tej pory trzy wybitne pozycje, które w moim mniemaniu są najlepszymi z całego Expanded Universe i biją na głowę wszystkie inne. Są napisane językiem o jakim inni pisarze mogę tylko pomarzyć i to mimo, że kilku z nich ma nagrody i nominacje do Nebula i Hugo (Walter Jon Williams, Timothy Zahn, Greg Bear, Kevin J. Anderson, Vonda McIntyre). Co więcej, choć Stover pomimo swojej wielkiej wiedzy o Expanded Universe niejednokrotnie wprowadzał małe zamieszanie to jednak jego powieści stanowią esencję SW. To rozprawa o Mocy i Jedi, o walce dobra ze złem i Jasności z Ciemnością. Tak doskonałe, że zapomina się, że to "tylko" Star Wars.

Czy i tym razem tak jest? Niestety nie do końca. Tym razem, choć generalnie po raz kolejny całość jest pretekstem do głębszych rozważań, Stover zmienił minimalnie styl pisania. Jest swobodny i naturalny, ale zbyt przypomina "wczesnego Allstona", znanego z serii X-Wingów. Dużo humoru, który jest świetny, ale zbyt mocno kontrastuje z mroczną częścią powieści. A przynajmniej tą częścią, która w zamiarze miała być mroczna. I tutaj się kolejny problem pojawia. W poprzednich powieściach Stovera trudno było znaleźć błędy literackie czy problemy ze stylem. Tym razem Stover się "miotał". Za dużo humoru, za dużo opisów, o których fani piszą, że tylko je kartkowali, bo nic z nich nie wynikało. Czasem rzeczywiście za dużo było kombinowania, zbyt "błyskotliwie".

Ale dość narzekania. W końcu to Stover.

Po pierwsze ta powieść wpisuje się w "stoverowski" nurt rozważań o Mocy, o filozoficznym przekonaniu, że Jedi są potężni, a Jasność zawsze zwycięży. I to jak zwykle się udaje. Jest Luke jakiego zawsze mi brakuje. Jest Luke, który okazuje się potężniejszy niż nawet ten z "Furii" Aarona Allstona. To jest Luke jaki następnie zniszczył odrodzonego Imperatora. Takiego Luke`a chcę widzieć zawsze, a nie zakręconego idiotę-wieśniaka, który ciągle ma problemy, jak nie z Kypem Duronem to z Jacenikiem.


Wreszcie to co jest z jednej strony wadą, czyli niesamowite, ciągle wyjaśniane pomysły. Te pomysły przypominają, że SW to Science-Fiction. Że można się bawić, szaleć, podawać kolejne szalone pomysły, przekraczać granice. Bitwa o Mindor to jedna z najciekawszych, a już na pewno najintensywniejszych krwawych bitew SW. Oczywiście należy pamiętać o świetnych bohaterach, bo Luke, Han, Leia, Chewie, roboty, Lando i Łotry są tacy jak zawsze być powinni, a nie tacy jakimi przez lata stali się przez nieudolne pisanie nieudolnych pisarzy zatrudnianych przez LucasBooks.

I koniec ocena. Nie mogę ocenić nisko, choć to na razie najsłabsza powieść Stovera. Nie mogę, bo ta ocena idzie w porównanie z Zahnem czy Stackpolem. Poza tym literacko pozostaje na wysokim poziomie. I dlatego 9/10 i czekam na więcej Stovera. On udowadnia, że wszechświat jest zdumiewającym miejscem.



Ogólna ocena: 9/10
Klimat: 8/10 - czasem brak konsekwencji
Opis świata: 9/10 - czasem za dużo wyjaśniania
Rozmowy: 9/10 - trochę za dużo humoru

Masz tak czasem, że aż chcesz coś zrobić? Ja też nie.

Prawdę powiedziawszy ostatnio to nie do końca prawda. Wróciłem z Erasmusa (o tym później) i rzeczywiście przez pierwszy miesiąc zaangażowałem się ciałem i duszą w "nicnierobienie" totalne.

Ale miesiąc minął, do egzaminów mniej więcej tydzień pozostał i nagle musiało mi się zachcieć. Dalej mi się nie chce, ale udaję co innego. Pierwszym krokiem było zostanie mentorem na Uniwersytecie Łódzkim, teraz czekam na przyjazd mojej podopiecznej z Litwy, z Kowna. Ale i to tym później. Drugim jest ponowne pisanie tutaj.

Tym razem mam nadzieję pisać więcej, częściej i rzeczywiście o "różnościach najróżniejszych". Postaram się zacząć od Finlandii, będzie o programie ERASMUS, o programie MENTOR, będzie moje narzekanie i na pewno różne recenzje oraz często i gęsto nachalna reklama sprzedaży książek, którą zamierzam rozpocząć jak najszybciej. Może będzie nawet o Facebooku, który potrafi nieraz pozytywnie zaskoczyć i wywołać uśmiech.

Polish Dream Team pozdrawia z Rovaniemi: