czwartek, 4 marca 2010

Szturmowcy śmierci, recenzja


Imperialna barka przewożąca więźniów na księżyc karny w odległym zakątku galaktyki ulega awarii. Ratunkiem wydaje się dryfujący, najwyraźniej opuszczony gwiezdny niszczyciel. Dowódca wysyła na jego pokład ludzi na rekonesans. Ale wraca tylko połowa z nich - a wraz z nimi pojawia się zabójczy wirus,który w ciągu kilku godzin zabija prawie wszystkich. A garstka tych, którzy jeszcze żyją, przekonuje się, że śmierć to dopiero początek koszmaru...
Joe Schreiber - "Szturmowcy śmierci"
Był trailer, teraz czas na recenzję
Powieść nieznanego mi do tej pory Joe Schreibera była prawdopodobnie najlepiej rozreklamowaną powieścią Uniwersum Star Wars. Wystarczy spojrzeć na krótki, ale klimatyczny trailer, zamieszczony przeze mnie jakiś czas temu. Są też arty i było wiele "tajemniczych zapowiedzi". To miał być pierwszy horror spod znaku Star Wars. I miał być straszny i rewelacyjny. Czy się udało?
Za wstępie pragnę zaznaczyć, że nie jestem fanem horrorów i w związku z tym nie znam się na nich. Nie byłem jednak sceptycznie do tej pozycji nastawiony, ponieważ każdy fan Star Wars dobrze wie, że nie było szans by w Uniwersum umieścić "prawdziwy" horror, czyli taki z elementami nadnaturalnymi. Pewnie w tym momencie wychodzi właśnie moja nieznajomość tego gatunku ;)
Szturmowcy śmierci to bardzo krótka powieść, zaledwie 256 stron. Czyta się szybko i bardzo przyjemnie. Schreiber pisze swobodnym, pełnym plastycznych i realistycznych opisów jeżykiem. Przez większość czasu nietrudno było wczuć się w klimat, poczuć atmosferę zagrożenia i napięcia. Tam gdzie ma być strasznie, jest strasznie, tam gdzie poważnie, jest poważnie. Humoru raczej nie uświadczy się w tej powieści, bo tym razem skupiono się właśnie na klimacie, dość ciężkim nawiasem mówiąc.
Osobno koniecznie muszę wypowiedzieć się o postaciach. Oprócz Hana Solo i Chewie'ego reszta bohaterów została stworzona na potrzeby tej powieści. Są dobrze nakreślone, wiarygodne i w kilku przypadkach niejednoznaczne, co nie zdarza się często w świecie Star Wars. Duży plus. Ale nie jedyny. Otóż Han i Chewie są poprowadzeni przez autora wg mnie mistrzowsko. Tym razem nie wprowadzają humoru, ale po prostu są. Działają i stanowią połączenie z resztą Expanded Universe. Jedyny zgrzyt to fakt, że ich obecność nieco się gryzie z trylogią A.C. Crispin. Ale jest to zgrzyt, który mogę wybaczyć. Zwłaszcza, że zachowanie Hana i Wookie'ego doskonale pasuje do tego z tej trylogii.
Zanim przejdę do minusów, których nie ma dużo, jeszcze jedna kwestia. Szturmowcy śmierci to powieść raczej z gatunku gore. Krew, flaki i wszechobecna śmierć. Tyle, że Schreiberowi udało się uniknąć przesady. Opisy są sugestywne i dające do myślenia. Może nie przestraszyłem się ani razu, ale czytając czułem pewien trudny do określenia niepokój. Taki wewnętrzny strach.
Wadą książki jest jej długość. Czy raczej fakt, że jest krótka. Uważam, że to wada, ponieważ dało się dłużej ciągnąć napięcie, trzymać w niepewności. Poza tym momentami zalatywało propagandą i to niekoniecznie anty-impierialną. Raczej taką bardziej uniwersalną. I wreszcie fabuła momentami była oparta na bardzo naiwnych założeniach.
Powieść polecam. Jest oryginalna, dobrze napisana, klimatyczna. Bardzo dobre czytadło na jeden, maksymalnie dwa wieczory.
Ogólna ocena: 8/10
Klimat: 9/10
Opis świata: 8/10
Rozmowy: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz